Czarni myśliwi – Brygada Dirlewangera
Christian Ingrao
Wydawnictwo: Czarne
Książka Christiana Ingrao „Czarni myśliwi – Brygada Dirlewangera” zainicjowała nową serię poświęconą przeszłości Historia/Historie. Wybór polskiego wydawcy padł na pracę francuskiego historyka, wykazującego niekonwencjonalne podejście do kwestii działań SS-Sonderkommando Dirlewanger w ramach „Bandenbekämpfung”. Dyrektor paryskiego Institut d’Histoire du Temps Présent (IHTP) jest zwolennikiem bujnie rozwijającej nowej nauki – antropologii historycznej. Autor postanowił zgłębić wnętrze i świadomość Oskara Dirlewangera, a zarazem przeanalizować utożsamienie bezwzględnego zwalczania partyzantów z archetypicznym pojmowaniem przez Europejczyków świata łowieckiego, zdobyczy i łupów.
Opis:
Praca składa się ze wstępu, siedmiu rozdziałów oraz wniosków, którą to konstrukcją zrywa z chronologicznym układem materiału na rzecz formuły zagadnieniowej. Wstęp zatytułowany Momentum Dirlewangera, sygnalizuje, że autor uznaje monografie jednostek wojskowych za pozytywistyczny archaizm paradoksalnego rodzaju literackiego. Ponadto przybliża literaturę, jak i przeprowadzone kwerendy archiwalne, wykorzystane w tym modelowym dziele antropologii historycznej. Pierwszy rozdział, Historia brygady, obejmuje omówienie chronologii jednostki, która rozwijała się od poziomu kompanii do słabej, niepełnej dywizji. Przypadek Dirlewangera jest drugim rozdziałem opowiadającym o dowódcy tego niesławnego oddziału, choć akcentuje wydarzenie z jego życia do 1939 roku. Kolejna część koncentruje się na antropologicznej perspektywie analizy tytułowej jednostki – najpierw omawia kwestię jej charyzmatycznego „prowodyra”, który do czasu Powstania Warszawskiego sam niejednokrotnie prowadził żołnierzy do walki. Tu dochodzi do omówienia kwestii orgii i brutalnego traktowania podwładnych przez Dirlewangera, a następnie bezpośrednio wynikającej zeń problematyki oporu oraz dezercji więźniów politycznych – niemieckich socjalistów i komunistów, włączonych do jego jednostki. W rozdziale Kłusownicy w mieście autor powraca do narodzin jednostki, śledząc inicjatywny proces tworzenia się SS-Sonderkommando Dirlewanger, w tym obieg dokumentów między Heinrichem Himmlerem, szefem Persönlicher Stab der RFSS, Karlem Wolffem, sekretarzem stanu Rolandem Freislerem, ministerialdirektor Wilhelmem Crohnem, przewodniczącym Trybunału Ludowego Otto Georgiem Thierackiem oraz szefem SS-Hauptamtu (SS-HA), Gottlobem Bergerem. Tu też Ingrao odnosi się do lubelskiego okresu i śledztwa prowadzonego przez prokuraturę SS w sprawie Rassenschande Dirlewangera oraz brutalizacji działań antypartyzanckich na Białorusi. W podrozdziałach Między funkcją, a symboliką, Dzikusy w armii?, Dzikusy i wojownicy, autor oparł się na aktach powojennych śledztw w NRF/RFN i Związku Sowieckim.
Rozwiniętym esejem antropologicznym jest Wojna myśliwych?, przywołująca archetypiczne odniesienia „Bandenbekämpfung” do świata tradycji łowieckich, rozwijające wcześniejszą analizę kwestii zdobyczy i łupu czy też źródeł przemocy. W przedostatnim rozdziale Nowa wojna? autor opisuje Warszawę jako „miejską dżunglę dla czarnych myśliwych”, a następnie dalszą część szlaku bojowego jednostki Dirlewangera, prowadzącego przez Słowację, Łużyce połabskie do kotła pod Halbe. Okres powojenny omawia próby relatywizacji przeszłości za rządów Konrada Adenauera i jego następców, która nie pozwoliła dokończyć denazyfikacji, rozliczającej Niemcy z obecności demonów narodowego-socjalizmu. Szczególnie ważne jest zaakcentowanie przez francuskiego badacza problemu bezskutecznych zabiegów prawodawstwa niemieckiego, aby postawić morderców w stan oskarżenia. We Wnioskach za najciekawszą uwagę można uznać tę o estymie otaczającej u austriackich myśliwych Pirsch i jej związkach pomiędzy ustrzeleniem białej kozicy w sierpniu 1913 r. przez arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, a jego o rok późniejszą śmiercią w Sarajewie („kara spotykająca tego, kto naruszył pierwotny zakaz ... naruszenia świętości”).
Problemowe ujęcie zagadnień, interesujących Ingrao pozwoliło mu wyeksponowanie pierwiastka antropologicznego kosztem historycznej dokładności. Najpierw warto przywołać zalety pracy francuskiego historyka-antropologa. Autor przeprowadził głęboką kwerendą archiwów niemieckich – we Freiburgu Bryzgowijskim, berlińskich oddziałach Lichterfelde, Zehlendorf, Dahlwitz-Hoppegarten, prokuraturze w Hanoverze oraz Zentralestelle der Landesjustizverwaltung w Ludwigsburgu (choć tylko częściową w Bundesbeauftragte für die Stasi-Unterlagen). W pracy zostały wykorzystane archiwalia zgromadzone w US Holocaust Memorial Museum poprzez skopiowanie akt mohylewskich i mińskich), czy eks-Archiwum GKBZH (obecnie IPN). Ingrao zgromadził pokaźną literaturę naukową (choć głównie francuską i niemiecką) poświęconą antropologii, wzorcom zachowań, psychologii, psychohistorii, a także wojny partyzanckiej.
Przyznać należy, że książka jest nowatorskim spojrzeniem z punktu widzenia historii czy też antropologii historycznej. Ta ostatnia dziedzina zajmuje się analizą gestyki przemocy, a szczególnie istotą zjawiska wojny, co jest jednym z wiodących tematów badawczych IHTP. Zresztą tematowi „Ślady, wydarzenia, wojna, przemoc” przewodzi Ingrao, akcentując w badaniach uwarunkowania materialne i społeczne przemocy wojennej. Francuski badacz zwrócił uwagę na kwestie kultury wojny, wynikające z wyobrażeń myśliwskich i pasterskich – zarówno tych społecznie aprobowanych przejawów gestyki przemocy jak i kwestii kłusownictwa, reprezentowanego przez kwestię „czarnej krwi”. Ingrao poświęcił w swej książce nieco miejsca młodzieńczym losom Dirlewangera, spędzonym w okopach, na szkoleniu rekrutów (po odniesionych ranach) i w powojennych działaniach freikorpsów. Autor „Czarnych myśliwych” pokusił się nawet o analizę studiów i pracy doktorskiej Dirlewangera – „W imię krytyki teorii planowanej kontroli gospodarki”, którą obronił w połowie lat 20. XX wieku.
In plus książce należy uznać czytelny podział faz eksterminacji ludności białoruskiej i polskiej podczas niemieckich Unternehmen w odniesieniu do zagadnienia przemocy i wyobrażeń łowiecko-zbierackich. Francuz piszący chłodno, bez emocji zwraca uwagę na relatywizm niemieckiego systemu po wojnie, przywołując niemrawe próby sądzenia żołnierzy Dirlewangera po wojnie. Książka nadmienia o stworzeniu kordonu sanitarnego dla społeczeństwa niemieckiego doby Adenauera, czego ucieleśnieniem były dostatnia egzystencja SS-Gruppenführera Heinza Reinefartha na wyspie Sylt. Jednak za główną zasługę można uznać połączenie narzędzi z dziedziny historii społeczno-kulturowej i analizy antropologicznej. Autor zaakcentował sferę tego, co funkcjonalne i symboliczne, a jednocześnie dokonał spójnego ujęcia „historii odgórnej” i „historii oddolnej”. Jednocześnie należy wykazać liczne braki pracy Ingrao. „Czarni myśliwi” zaskakują brakiem kwerendy w archiwum wojskowym w Vincennes, które pozwoliłyby w pełni wyjaśnić polskie zaangażowanie w zatłuczeniu na śmierć Dirlewangera w ratuszu Altshausen w czerwcu 1945. Tego już zapewne nie dowiemy się od członków Stowarzyszenia „Ren-Dunaj”, którzy jako świadkowie zostali spłoszeni niedawnym śledztwem dziennikarzy miesięcznika „Focus Historia”.
Wydaje się, że Europa Wschodnia jest terra incognita dla francuskiego historyka. Kwestia topografii pozostawia wiele do życzenia, będąc poważnym problemem tej pozycji. Już pierwsze strony pokazują, że autor posługuje się typowymi kliszami zachodniej historiografii. Za Christopherem Browningiem powtarza, że 101. rezerwowy batalion policji działał w Polsce, a nie Generalnym Gubernatorstwie, co podobnie jak utożsamianie Lubelszczyzny z Galicją czy zlokalizowanie pierwszego obszaru działania jednostki Dirlewangera na pograniczu polsko-ukraińskim pozostaje jeszcze niewielkim uchybieniem.
Polskiego czytelnika poza fragmentami odnoszącymi się do lubelskiego okresu służby SS-Sonderkommando Dirlewanger najbardziej może interesować zagadnienie pacyfikacji Powstania Warszawskiego. Zbrodniczy charakter jednostki dowodzonej przez dewianta w mundurze feldgrau nie ulega wątpliwości, choć daje się zauważyć próbę przerzucenia odpowiedzialności za masowe na mordy. Czytelna zasada, wynikająca z lektury procesów norymberskich, była związana z powojennym wybielaniem żyjących morderców kosztem tych, którzy zginęli. Ale to nie usprawiedliwia mylenia Ochoty z Wolą, co pasuje Ingrao w antropologicznym wątku łowieckim do którego nawiązuje prasłowiańskie znaczenie nazwy warszawskiej dzielnicy. W pierwszej z wymienionych stołecznych dzielnic operował 1. pułk RONA, pod dowództwem mjr Jurija D. Frołowa, który zamordował do 4.000 Warszawiaków. Wola przeżyła inwazję sił pacyfikacyjnych, przybyłych z Poznania (Posen) i Orzysza (Arys). Poligon w tym mazurskim mieście pozwolił odświeżyć siły SS-Sonderregiment Dirlewanger, które zostały przetrzebione na Białorusi. Zadaniem dwóch jego batalionów było przebicie się do kompleksu pałaców Saskiego i Brühla. Prawie dziewięciuset żołdaków mordowało jedynie na swym krwawym szlaku. Zaś przeważającą część z 59.000 tysięcy mieszkańców Woli i Śródmieścia Północnego zamordowali niemieccy policjanci, żandarmi oraz Azerowie i Turkiestańczycy ze wschodnich jednostek Waffen-SS i Wehrmachtu. Zresztą takie pododdziały wchodziły w skład doraźnie utworzonej w sierpniu Angriffsgruppe Dirlewanger. Zabrakło powiązania połabskiego miasta Chociebuż (Cottbus) w okolicach, którego broniła się 36. Waffen-Grenadier-Division der SS pod dowództwem SS-Oberführera Dirlewangera w 1945 r. z wcześniejszym udziałem SS-Sonderkommando Dirlewanger w krwawej pacyfikacji Unternehmen Cottbus na Białorusi.
Innym problemem autora jest słaba orientacja w terminologii wojskowej, jak i chronologii działań wojennych. Ingrao ciągle myli wielkości jednostki przy opisach w różnych okresów działania SS- SS-Sonderkommando Dirlewanger – przykładowo brygada Dirlewangera na Białorusi czy w Warszawie, podczas gdy jednostka została rozwiniętego to tej wielkości dopiero podczas walk na Słowacji. Ponadto Ingrao zapomina, że pomiędzy SS-Sonderregiment Dirlewanger, a 36. Waffen-Grenadier-Division der SS była jeszcze właśnie SS-Sturmbrigade Dirlewanger. Nie używa przedrostka SS- przy kolejnych nazwach jednostek Dirlewangera oraz stopniach funkcyjnych SS i wojskowych szarżach Waffen-SS. Kwestie mundurowe są słabą stroną wykładu Ingrao, w szczególności przy rozróżnianiu patek, naszywek, oznaczeń oraz odznaczeń narodowo-socjalistycznych Niemiec. SS-Sonderkommando Dirlewanger zostało błędnie zaliczony w skład brygad kawalerii SS, podczas gdy w lutym 1942 podlegał Persönlicher Stab der RFSS, któremu była podporządkowana też ówczesna 1. Brygada Kawalerii SS.
Eufemizmy Ingrao (lub błędne tłumaczenie) są kolejnym przykładem beztroski o szczegółowe odwzorowanie okupacyjnej rzeczywistości, gdy na pisał on o „patrolach bezpieczeństwa Wehrmachtu”. Tu można jedynie przypuszczać, że mogło chodzić zarówno o jednostki tajnej policji polowej – Gefepo lub oddziały Dywizji Zabezpieczenia (Sicherungs Division). Podobnie „Oficerowie w brunatnych mundurach” to funkcjonariusze NSDAP, SA lub OMi, zaś gdy wspomina o „medalu” przyznanym Dirlewangerowi to chodzi o Deutsches Kreuz im Gold, wnioskowanego latem 1943 r. przez SS-Gruppenführera Curta von Gottberga. Na kartach „Czarnych myśliwych” dochodzi do przedłużenia do prawie trzech miesięcy pobytu SS-Sonderregiment Dirlewanger w Warszawie. Enigmatyczne „dowództwo nazistowskie na Słowacji” było pacyfikacyjnym sztabem SS-Obergruppenführera Gottloba Bergera (czyli często wspominanego w książce mentora Dirlewangera), później zastąpionego przez SS-Obergruppenführera Hermanna Höflego, którego Himmler jednocześnie powołał na stanowisko HSSPF Slowakei. Ocena wydarzeń z perspektywy historiografii zachodniej nadal w znacznej mierze opiera się na wierze w wyzwolicielską moc bagnetów Armii Czerwonej przy zajmowaniu polskich miast. Ingrao zwraca uwagę na kolejne fale rekrutów przymusowych, przybywających z niemieckich narodowo-socjalistycznych obozów koncentracyjnych i więzień, zapominając o składzie mieszanym SS-Sonderkommnado Dirlewanger, gdyż obok karnie skierowanych doń Niemców i Austriaków oraz Volksdeutscherów, byli też żołnierze z ochotniczych jednostek rosyjskich i ukraińskich, a krótko podlegały jej oddziały azerskie i turkiestańskie.
Jednostka Dirlewangera nie uczestniczyła w operacji pod kryptonimem „Heinrich”, będąc wówczas wyłączona ze składu Kampfgruppe von Gottberg na odpoczynek. Nota bene nie autor nie wspomina, że główną bazą Dirlewangera był łogojski pałac Tyszkiewiczów tzw. „chateau”. Ponadto Ormianie może i byli osiedlani przez Niemców na Białorusi – jak twierdzi francuski badacz, ale ani słowem nie wspomina o rzeczywiście odtwarzanym na Białorusie Stanie Kozackim i ewakuowanych rodzinach kałmuckich ochotników. W książce za sygnał do wybuchu powstania słowackiego została uznana zgoda ks. Tiso na interwencję niemiecką, a nie zamordowanie przez sowiecką grupę zwiadowczo-dywersyjną dwudziestu dwóch oficerów niemieckich w Martinie, wracających pociągiem z misji wojskowej w Bukareszcie. Jako żartobliwe można uznać określenie ukraińskiej 14. Dywizji Grenadierów SS, że ta „zyskała sobie krwiożerczą sławę”, gdyż do walk na Słowacji miała na koncie udział w bitwie pod Brodami i uczestnictwo niewielkich kontyngentów w walkach w dystrykcie lubelskim zimą 1944 r. oraz nad ujściem Buga we jesienią tego samego roku.
Po powrocie ze służby w Gruppe Issendorf Legionu Condor, a później w Academia National de Jefes de Centuria (Grupo Thoma-Academias) Dirlewanger, starał się w 1939 r. o członkostwo SS, a nie Waffen-SS, które jeszcze nie istniały. Autor obsesyjnie uznaje i wspomina jako jedyny mu znany sposób szyku bojowego tyralierę, pochodzącą z czasów wojen napoleońskich, podczas gdy pierwszowojenni Stosstruppen walczyli w luźnym szyku, podobnie jak oddziały zaangażowane w „Bandenbekämpfung”. Zresztą zamiast tego soczystego przykładu LTI nadużywa złagodzonego określenia Partisanenbekämpfung. Jednocześnie niepoprawnie autor stosował w całej swej książce polski człon nazwiska SS-Obergruppenführera Ericha von dem Bacha-Zelewskiego, który obowiązywał przy jego nazwisku do listopada 1941 r. Innym drobnym, choć ciekawym wątkiem, którego nie ma Czarnych myśliwych jest brak przyczyny urlopu zdrowotnego von dem Bacha, którym było uzależnienie od morfiny po przejściu traumatycznego kryzysu, wynikłego z rozstrzeliwania tysięcy białoruskich Żydów przez Einsatzgruppe B.
Błędnie został zidentyfikowany Gottlob Berger jako szef sztabu SS, podczas gdy był szefem SS-HA, a później uznanie Karla Wolffa podobnie za szefa sztabu SS. Według „Czarnych myśliwych” SS-Sonderkommando Dirlewanger miało walczyć w „czarnych mundurach SS” z partyzantką na Lubelszczyźnie już w 1940-1941 (to akurat poprawiła redakcja merytoryczna na właściwy kolor feldgrau). Podczas, gdy faktycznie nie strzegła linii demarkacyjnej pomiędzy Bugiem, a Sanem, gdzie gęste lasy sprzyjały infiltracji spodziewanych agentów sowieckich, przemytowi, nielegalnemu przerzutowi ludzi między obiema strefami okupacyjnymi, aktywności grup podziemia kryminalno-bandyckiego.
Poza majorem „Hubalą”, a później i komunistycznymi prowokacjami Gwardii/Armii Ludowej nikt realnie nie myślał do 1944 r. o prowadzeniu działań partyzanckich na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Fakt powszechnego przemundurowania od września 1939 r. w uniformy w kolorze feldgrau przez funkcjonariuszy SS i żołnierzy Waffen-SS umyka nadal wielu badaczom. Oczywiście z tego wynika podstawowy błąd w tytule książki, która powinna nazywać się Le chasseurs feldgrau. Ingrao nie wykazał się znajomością sowieckiej, a tym bardziej rosyjskiej literatury naukowej i popularnonaukowej, bardziej pomocnych w zrozumieniu fenomenu partyzantów niż monografia Kennetha Slepyana, Partyzanci Stalina. A wnioski takich historyków jak Jerzy Grzybowski, czy Aleksander Gogun są wręcz przełomowe.
Autor pomylił się lokując walki SS-Sturmbrigade Dirlewanger pod Budapesztem, a nie leżącym na północ od stolicy Węgier Ipolysag (obecnie Šahy). Chwilę później źle podporządkował tytułową jednostkę dowództwu 9. Armii na Słowacji i Łużycach, gdy odpowiednio były to niemieckie 8. Armia i 4. Armia Pancerna (sugerując dodatkowo podzielenie 36. Dywizji Grenadierów SS i rozrzucenie jej pododdziałów od Łużyc po Brandenburgię – tu niewątpliwie pomogłaby autorowi lektura monografii MacLeana i Le Tissiera. Podobnie nie udała się próba wyjaśnienia zakatowania Dirlewangera przez Polaków – jednocześnie redaktor merytoryczny nie powołał się na źródło zamieszczonej informacji o podejrzeniach dotyczących żołnierzy 19. i 29. Zgrupowania Piechoty Polskiej. Choć późniejsze losy tych 1.400 Polaków, którzy wrócili do kraju nie zaskakują, gdyż prawie 2/3 z nich wybrało służbę w strukturach siłowych krzepnącej władzy ludowej: WP, MBP, MO, czy SOK.
Osobne uwagi należą się niesolidnemu tłumaczeniu książki, gdyż jego autor posługuje się biegle literackim francuskim, ale nie zna w ogóle terminologii wojskowej, ani nawet skomplikowanych kwestii historii Europy Wschodniej. Dzięki temu pojawiają się takie określenia jak „działka niewielkiego kalibru 55” czy „karabiny maszynowe – w zdecydowanej większości dużego kalibru”. Już te przykłady dostatecznie dowodzą ignorancji tłumacza, który nie wie, że sowieccy partyzanci używali 45mm armat przeciwpancernych M-37 i M-42 z racji ich niewielkiej wagi, zaś wszystkie karabiny maszynowe Armii Czerwonej miały ujednolicony kaliber 7,62mm – i rkm DP wz. 1927, i ckm Maxim wz. 1910, poza sporadycznie stosowanym 12,7mm wkm DSzK wz. 1938, co w zasadzie zawiera się nieprecyzyjnym tłumaczeniu tzw. „dużego kalibru”. Za ewenement translatorski należy uznać tłumaczenie „ruskie wioski” w kontekście białoruskich wsi.
Dały się zauważyć problemy z prawidłową chronologią działań na rozległych połaciach Europy Wschodniej. Omyłkowo autor uważa, że ludzie z jednostki mieli już latem i jesienią 1941 r. likwidować getta na terenie całej Białorusi, gdyż trafili tam dopiero w lutym 1942. Zaskakująco wygląda w Czarnych myśliwych chronologia wojny partyzanckiej i „Bandenbekämpfung”, uznająca, że w 1941 r. miała miejsce tylko kontrola szlaków komunikacyjnych, od stycznia 1942 r. strukturyzacja ruchu partyzanckiego wymusiła pierwsze operacje przeczesywania terenu. Latem tego roku miało dochodzić do racjonalizowania pacyfikacji – grabieży produktów rolnych i porywania niewolników przez Niemców. Zaś z początkiem 1944 r. miała miejsce wymiana całej ludności na tych terenach – rzeczywiście tworzono „zbrojne wioski”, w oparciu o ludność miejscową i ewakuowany Stan Kozacki. Tymczasem nikła działalność partyzantów przedłużała się do końca 1942 r., gdy doszło do ustabilizowanie systemu dowodzenia Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego (CSPD), co doprowadziło do niemieckiej odpowiedzi w postaci „Bandenbekämpfung” na Białorusi i jego intensyfikacji od końca 1942 r.
W sumie stosunek do pracy Ingrao może być ambiwalentny. Z jednej strony powinno chwalić się autora za szerokie wykorzystanie niemieckich archiwów i literatury, a z drugiej strony wykazywać pominięcie archiwaliów rodzimych autorowi, czy niedokonanie wizji lokalnej krwawego szlaku Dirlewangera, co skutkowało brzemiennymi błędami topograficznymi. Podobne zastrzeżenia można mieć do uchybień w kwestiach terminologii militarnej, czy uniknięcia wizyt we francuskich archiwach. Ta nierówna praca – poświęcająca pacyfikacji Powstania Warszawskiego zaledwie 19 stron – mocno straciła na nieudolnym tłumaczeniu, które wraz z wymienionymi błędami stały się piętą achillesową polskiej edycji Czarnych myśliwych.
Hubert Kuberski
dodano: 2011-11-28