Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć
Patryk Vega
Dystrybucja: Kinoświat
Ceniony przez wielu serial „Stawka większa niż życie” doczekał się swego kontinuum kinowego pod tytułem „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć”. Wszystko zostało zrealizowane zgodnie z „kanonem klossowskim” – przy akcji opartej na odwiecznej rywalizacji Abwehry z SS/SD czyli Oberleutnanta Kloßa z SS-Sturmbannführerem Brunnerem. Hans Kloß jest nadal „agentem polskiego wywiadu”, tropiąc Bursztynową Komnatę, zrabowaną Sowietom przez Niemców. Mocniej zostały wyeksponowane wątki kobiece pod postaciami niezaradnej Elzy oraz oszałamiającego blond-wampa Indgrid, do których to po kolei Oberleutnant Kloß poczuje odwzajemnioną słabość. Właśnie wprowadzenie wątku trójkąta miłosnego – w oblężonym Königsbergu, w którym to grający Kloßa Tomasz Kot jest „uwikłany w romanse” z Martą Żmudą-Trzebiatowską i Anną Szarek – wygląda na jedną z karkołomnych operacji kinowego wcielenia agenta J-23.
Opis:
Pomysłodawcy postaci Hansa Klossa – scenariopisarski tandem Zbigniewa Safjana i Andrzeja Szypulskiego – inspirowali się niegdyś sensacyjną powieścią ukraińskiego pisarza Jurija Dold-Mychajłyka „Baron von Goldring” oraz pierwszymi przygodami agenta 007 – Jamesa Bonda. W kraju zdominowanym przez cenzurę prewencyjną powstała bardzo nośna historyjka, jak to „ nasz człowiek w Abwehrze” wodzi na nos „hitlerowców”. Towarzysz „Wiesław” był nad wyraz zadowolony z przygód sprytnego Stanisława Kolickiego vel Hansa Kloßa. Ale nikt nawet nie zająknął się o Arturze Jastrzębskim ps. „Artur Ritter”, jednym z szefów warszawskiej siatki szpiegowskiej NKWD/NKGB, działającego obok drugiej grupy sowieckiej Czesława Skonieckiego ps. „Ksiądz”. Niewątpliwie Gomułka mógł pamiętać, że wcześniej Ritter, paradujący na codzień w mundurze niemieckiej SA, działał też w siatce Franciszka Karwackiego ps. „Franc”. Na polecenie Rittera SD wypuszczała złapanych szpiegów NKWD/NKGB i dodatkowo oferowała im oryginalne kennkarty – jednocześnie to on denuncjował wraz z Marianem Spychalskim ps. „Marek” konspiratorów z AK. Postać Jastrzębskiego/Rittera jest potencjalnym bohaterem długiego i pasjonującego serialu sensacyjnego.
I tylko nieliczni przypominają sobie skazę na biografii superagenta Kloßa – w pierwszym odcinku telewizyjnej serii Kolickiego przygotowywali do służby jako Kloßa sowieccy towarzysze. Żaden z niego polski agent, tylko wyćwiczony sabotażysta sowiecki złowieszczego NKWD, wkrótce przejęty przez NKGB. Oddajmy głos szefowi sowieckiej dywersji Pawłowi Sudopłatowowi: „Od razu stworzyliśmy wojskową jednostkę Grupy Specjalnej: Samodzielną Zmotoryzowaną Brygadę Strzelecką Specjalnego Przeznaczenia (Otdielnaja Motostriełkowaja Brigada Osobowo Naznaczenija – OMSBON NKWD SSSR), którą dowodzili w różnym czasie Grudniew [Wiaczesław Gribniew] i [Michaił] Orłow. Na polecenie KC partii [WKP(b)] i [Komitetu Wykonawczego] Kominternu wszystkim politycznym emigrantom, którzy znajdowali się w Związku Sowieckim, zaproponowano wstąpienie do tej jednostki Grupy Specjalnej NKWD. Brygada była formowana na terenie stadionu «Dynamo». Pod swoim dowództwem mieliśmy 25 000 żołnierzy i oficerów, w tym 2 000 obcokrajowców – Niemców, Austriaków, Hiszpanów, Amerykanów, Japończyków, Wietnamczyków, Polaków, Czechów, Bułgarów i Rumunów”. Najprawdopodobniej Stanisław Kolicki vel Hans Kloß, podobnie zresztą jak Grupa Inicjatywna PPR, został zmobilizowany „po linii organów sowieckich”. Istnieje też możliwość prowadzenia agenta w mundurze Abwehry przez sowiecki wywiad wojskowy czyli Gławnoje Razwiedywatielnoje Uprawlenije – GRU.
Ani Safjan/Szypulski, ani Pasikowski/Woś nie zdecydowali się na lustrację sowieckiego agenta – tylko oba duety brnęły w zaparte w scenariuszowe bajeczki o patriotycznym charakterze swego bohatera. W filmie „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć” miała świadczyć o tym rozmowa z radiotelegrafistą o swojsko brzmiącym imieniu/pseudonimie – „Rudy” z polskiej siatki szpiegowskiej w oblężonym Królewcu oraz zapowiedź Kloßa, że tylko w ostateczności przekażą zdobyte informacje Sowietom. Cóż za konsekwencja i odwaga!
Niestety niekonsekwencji scenariuszowych jest więcej w filmie fabularnym o Hansie Kloßie. Optymistą jest reżyser uważający, że cztery ciężarówki lub osiem/dwanaście skrzynek na kutrze (a na nie ścigaczu) torpedowym mogło pomieścić całość Bursztynowej Komnaty, zdemontowanej w Carskim Siole (ani razu ta nazwa nie pada w filmie). Nikt nie pomyślał o tym jak wielokrotnie efektowniej filmowo wyglądałoby wykorzystanie przez Klossa poczwórnie sprzężonego 20 mm działa przeciwlotniczego tzw. Flakvierlinga, ale nie było nikogo, kto mógłby podpowiedzieć takie rozwiązanie – a wyszło jak zwykle siermiężnie, gdy Kloss heroicznie chodził w te i z powrotem po magazynki do działka – nigdy nie biorąc naraz więcej niż dwóch zasobników. Jednak pokazem największego dyletanctwa jest wyssana z palca historyjeczka o „odrodzeniu IV Rzeszy”, którą miałaby ożywić sprzedaż zaginionej Bursztynowej Komnaty, uruchomiona w 1975 r. na pogrzebie SS-Obersturmbannführera Skorzenego. Twórcy nie zadali sobie nawet trudu, aby obejrzeć na „ju-tjubie” relacje z tej zadziwiającej uroczystości funeralnej i tym samym uwiarygodnić swój film.
Błędy mundurowe i sprzętowe to kolejny element źle świadczący o filmie „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć”. Wiekowy kostiumograf ponownie sięgnął do magazynu, z którego wyciągnął czarny mundur SS Brunnera, który ten faktycznie przepisowo schował do szafy we wrześniu 1939 r. – nosząc od tej pory tylko i wyłączanie uniform w kolorze feldgrau – jak wszyscy w SS. Podobnie pojazdy – samochody pancerne, które pojawiły się na dziedzińcu tzw. zamku w Königsbergu – nie dotrwałyby do 1945 r. Nie dość, że służyły w pierwszej linii do 1942 r., góra 1943 r., to jeszcze świetnie znający się na rzeczy konsultanci filmowi nic nie zająknęli się na temat kamuflażu w którym występowały pojazdy w filmie Patryka Vegi – gdyż ten był używany tylko w 1939 r., a na pewno nie zimą 1945 r., gdy Niemcy stosowali masowo białą farbę lub wapno na czołgach i pojazdach. O dziwo rangi SS-owców w filmie nie spadają – co typowe w filmie polskim – poniżej odpowiednika majora, czego dowodem sam Brunner, jak i cała czereda łajdaków spod ciemnej gwiazdy: SS-Oberführer Günther Werner, SS-Standartenführer Lau czy SS-Obersturmbannführer Ringle (określony jako Obersturmbahnführer – sic!).
Sam film Patryka Vegi, odwołuje się do archaicznych rozwiązań rodem z telewizyjnego pierwowzoru – aktorów młodego pokolenia grających z przesadną emfazą, chcących zdyskontować Karewicza i Mikulskiego; zwrotów dramaturgii akcji mających wyrażać z przymrużeniem oka zawiłość intrygi opartej na kontraście czasowym; wykorzystania stylistyki kina szpiegowskiego posiadającego tyle dramatyzmu co melodramatyzmu (daleko jej do prawie nieuchwytnych, a znakomicie oddanych emocji filmu „Dług” Johna Maddena). Polski fabuła o Kloßie mogła zostać zrobione w oparciu o bardziej wiarygodne podstawy scenariuszowe, kostiumograficzne i historyczne.
Problem Kloßa A.D. 2012 jest taki, że traci on możliwości ukazania potęgi swej szpiegowsko-dywersyjnej dedukcji (wyuczonej u towarzyszy z NKWD/NKGB lub GRU), a zaczyna dość szybko używać jako superbohater – w blasku wybuchów pirotechnicznych, intensywnej strzelaniny, energicznie zmontowanych scen akcji, z efektami specjalnymi w tle (choć przy braku zanimowanego Flakvierlinga). Kloß u Vegi przechodzi całkowitą metamorfozę, stając się niezniszczalnym komandosem, potrafiącym nawet obsługiwać działo przeciwlotnicze.
Zapewne to brak sukcesu przy przejęciu kontroli nad Bursztynową Komnatą spowodował pomysł z powojenną resocjalizację eks-agenta NKWD lub GRU Klossa/Kolickiego w więzieniu stalinowskim – tylko za co – czyżby wedle tego samego schematu, z którym komuniści rozprawili się z Kontrymem, Utnikem, czy Tatarem. Zastanawiające, że towarzysze z MBP nie dowierzali tym, którzy dla nich pracowali w innym kostiumie/mundurze. Dzięki szczodrobliwości komunistycznej Służby Bezpieczeństwa – w podzięce za obywatelskie zaangażowanie – Kloß/Kolicki odnajduje i uwalnia z sowieckiego łagru swą wojenną miłość Elzę. Tu ponownie dały znać sympatie twórcy „Psów”, zawsze pozytywnie portretującego funkcjonariuszy SB.
„Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć” jest tworem przedziwnym – próbą zmartwychwstania agenta doskonałego. Zabrakło większej wiarygodności historycznej – bo zamiast „IV Rzeszy” wystarczyłoby ściganie zwykłych „zbrodniarzy hitlerowskich”. Ale za całkowity blamaż można uznać brak jakiegokolwiek odwołania do faktycznych postaci, która działały w niemieckich mundurach na obszarze Festung Köningsberg.
Hubert Kuberski
dodano: 2012-04-02