Czerwiec 1941. Hitler i Stalin
John Lukacs
Amerykański historyk jako kolejny już naukowiec (po Bullocku czy Furecie) starał się wykazać w swoim krótkim opracowaniu porównawczym zbieżności dwóch totalitaryzmów – komunizmu, a w zasadzie socjalizmu internacjonalistycznego, i nazizmu, czyli narodowego socjalizmu. "Czerwiec 1941. Hitler i Stalin" został poświęcony relacjom łączącym Adolfa Hitlera i Józefa Stalina, od końca lata 1939 r. do początków lata 1941 r. Autor w swej niewielkiej objętościowo książeczce, którą przeczytać będą w stanie nawet przedstawiciele kultury obrazkowej, usiłuje wyjaśnić przyczyny wzajemnych fascynacji wspomnianych dyktatorów. Obaj przyczynili się do wybuchu II wojny światowej, lecz tylko jeden z nich został jednoznacznie potępiony, a jego system osądzony.
Opis:
Głównym tematem eseju Lukacsa stały się relacje przywódców Niemiec i Związku Sowieckiego w ciągu prawie dwuletniej kooperacji stalinizmu i nazizmu. Już dawno udowodniono znaczenie tej współpracy politycznej i gospodarczej, co umożliwiło Niemcom podbicie prawie całej Europy. Stosunki sowiecko-niemieckie układały się nader serdecznie do czasu ujawnienia nieposkromionych ambicji Sowietów w listopadzie 1940r. Lukacs, jak i większość historyków zachodnich, hołduje przekonaniu, że w diabolicznym aliansie komunistów i narodowych socjalistów jedynie Hitler wykazał się pragmatyzmem i sprytem. Zgodnie z zakorzenionymi poglądami to Führer doprowadził do zawarcia paktu ze Stalinem, wykorzystywał zasoby surowcowe sojusznika przez prawie dwa lata i ostatecznie go zdradził, atakując Związek Sowiecki. Problemem tej koncepcji jest uznawanie Stalina za idiotę, tymczasem nie dość że wyszedł on zwycięsko ze śmiertelnej batalii z III Rzeszą, to jeszcze omamił przywódców demokracji zachodnich i, jako zwycięzca, zwasalizował połowę Starego Kontynentu. Miejscami Lukacs potrafił określić sowieckiego przywódcę jako bardzo inteligentnego lidera.
Poglądy autora "Czerwca 1941" stoją w skrajnej sprzeczności z opiniami historyków niemieckich (Joachima Hoffmanna), rosyjskich (Marka Sołonina) czy amerykańskich (R. C. Raacka). Coraz powszechniejsza staje się teoria, że atak Hitlera był nieświadomą wojną prewencyjną, która wyprzedziła atak sowiecki o godziny i dni, a może tygodnie. Lukacs, nie przytaczając źródeł archiwalnych lub wspomnień, stwierdził, że: "Stalin nie miał takiego zamiaru". Podobne wątpliwości budzi opinia amerykańskiego historyka, który opisuje chaotyczne działania i odwrót Armii Czerwonej, przypominając o "bohaterskiej obronie twierdzy w Brześciu", która faktycznie ograniczała się do nieskoordynowanego oporu pojedynczych obiektów. Lukacs nie przyjmuje do wiadomości żadnych nowinek, prezentując poglądy starej szkoły, nie chcąc uznać rozwoju Klio. Brak rewizji jego przekonań nie dziwi wobec wieku autora, ale niejasne wycieczki personalne pod adresem adwersarzy to przykład braku szacunku dla swoich następców. Wyjątkiem jest zasłużona estyma, jaką cieszy się u Lukacsa Simon Sebag Montefiore.
Esej "Czerwiec 1941" został napisany z publicystyczną werwą, co pozwoliło autorowi wyraziście skonfrontować osoby Hitlera i Stalina. Brakuje nowych spostrzeżeń na ich temat, a co gorsza, autor co rusz sygnalizuje przyczyny braku pogłębienia przedstawianych problemów. W ten sposób Lukacs sam deprecjonuje znaczenie swojej książki, co każe się zastanowić nad sensem wydania jej po angielsku, a tym bardziej po polsku, w wartościowej serii "Historia".
Niestety, wywód nieznanego szerzej w Polsce Johna Lukacsa, zawiera wiele wątpliwych argumentów, co chyba można złożyć na karb podeszłego wieku autora. Publicystyczny charakter eseju podkreślają używane epitety, jak "pachołek Hitlera" w stosunku do von Ribbentropa czy "wielbiciel Hitlera" o Davidzie Irvingu. Wcale nie przekonują do książki pochlebne opinie błyskotliwego historyka Montefiorego (jego opinia nawet dziwi, biorąc pod uwagę jego dokonania) czy nieudolnego Henry’ego Kissingera – polityka obdarzonego syndromem nazwanym od jego nazwiska – który mądry stał się po tym, jak odszedł z waszyngtońskiej administracji. Lukacs, niepomny na najnowsze ustalenia młodszych historyków, nie tylko nie polemizuje z nimi, ale nawet większości z nich nie sygnalizuje w swojej pracy. To poważna wada, gdyż historiografia lat 90. dokonała przełomu w analizie przeszłości za "żelazną kurtyną", czego dowodem prace Montefiorego.
Według Lukacsa to Göring miał zaoferować pomoc Finom, a żadne dokumenty, wspomnienia czy opracowania o tym nie wspominają. Tymczasem po żądaniach Mołotowa w nowo nawiązanych po wojnie zimowej relacjach fińsko-niemieckich pojawiły się zupełnie inne nazwiska: Ericha Buschenhagena, Eberharda Kinzla, Karla Schnurrego, Wilhelma Keitla, Alfreda Jodla, Franza Haldera czy Waldemara Erfurtha. Lukacs wspomniał o sowiecko-jugosłowiańskim traktacie z 6 kwietnia 1941r., ale nie zadał sobie trudu przypomnienia, jak Sowieci zmusili tego samego ambasadora (w książce określonego mianem ministra – sic!?) do opuszczenia ZSRS, gdy po jedenastu dniach padła monarchia Karadjodjeviciów. Nie wiadomo, dlaczego autor uważa, że Luftwaffe, bombardująca Belgrad, składała się z dywizjonów, a nie eskadr i pułków. Lukacs zapomniał, że represje NKWD trwały do 1941r., a nawet dłużej, gdyż nie było amnestii dla politycznych "zeków". Ponad osiemdziesięcioletni historyk sygnalizuje, że w 1939 odbył się zjazd kompartii bolszewickiej, podczas gdy wiadomo, że przerwa w zjazdach WKP (b) trwała od 1934r. do 1952r. Lukacs twierdzi, że to w Polsce zbierały się wojska niemieckie do napadu na Związek Sowiecki, zapominając, że wówczas istniało Generalne Gubernatorstwo – skrót myślowy typowy dla zachodniej historiografii. Autor informuje, że od sierpnia 1940r. napływali niemieccy żołnierze do Finlandii, jednak Finowie wyrazili na to zgodę dopiero 12 września 1940r. Zaś w dalszych rozmowach przeprowadzonych z Niemcami w Helsinkach (3 - 6 czerwca 1941 roku) ustalono przetransportowanie do Laponii 40.000 żołnierzy niemieckich oraz rozmieszczenie niemieckich samolotów. Tak utytułowany historyk potrafił napisać, że Stalin był pierwszym sekretarzem kompartii, podczas gdy w rzeczywistości piastował funkcję sekretarza generalnego WKP (b). Oczywiście błędy merytoryczne moglibyśmy wymieniać dłużej.
Reasumując, można mieć jedynie nadzieję, że redaktorzy prowadzący serię "Historia" unikną takich wpadek w przyszłości i pozycje historyczne Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego będą prezentowały wysoki poziom merytoryczny. Tego niestety nie da powiedzieć się o publicystycznym wywodzie starszego pana.
Hubert Kuberski
dodano: 2009-03-31