Tylnymi drzwiami. „Czarny rynek” w Polsce 1944 - 1989
Jerzy Kochanowski
WYDAWNICTWO: Neriton & Instytut Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego
RÓŻNE KOLORY RYNKU
Czarny rynek, alternatywa dla oficjalnych kanałów handlowych, istniał od narodzin wymiany towarowo-pieniężnej. Rewolucja francuska, wojna secesyjna albo pierwsza wojna światowa były laboratorium czarnorynkowym, gdzie wypracowano strategie skutecznie rozwijane później. Szybko okazało się, iż działania państwa zmierzające do ograniczenia czarnego rynku (np. prohibicja w USA) są nieskuteczne. W najnowszej książce Jerzy Kochanowski dowodzi, że nie inaczej było w powojennej Polsce. Polem doświadczalnym kształtującym czarnorynkowe fundamenty była druga wojna światowa, a okupacyjny czarny rynek płynnie i błyskawicznie dostosował się do nowej rzeczywistości, zarówno politycznej, społecznej, jak i gospodarczej.
Wbrew pozorom zdefiniowanie czarnego rynku nastręcza wiele trudności. W Polsce powstał nie w wyniku oporu wobec władzy, ale w rezultacie niedoborów. Legislacja antyspekulacyjna, powoływanie specjalnych komisji do walki z czarnym rynkiem (1945, 1957, 1981) i inne zabiegi mające na celu ograniczenie zakresu zjawiska pomimo doraźnych efektów na dłuższą metę były nieskuteczne. Efekt często był odwrotny. Działania decydentów stawały się rodzajem planszy do swoistej gry między władzą a społeczeństwem. Pierwsza dysponowała nie tylko większą liczbą figur, ale i sama ustalała zasady, zmieniając je zresztą dowolnie podczas rozgrywki. [...] gracze po drugiej stronie wykazali się większą kreatywnością, refleksem, zdolnością dostosowania się. Wynik tej rozgrywki był łatwy do przewidzenia. Tym bardziej że doświadczanie czarnego rynku, a więc sytuacja, kiedy niedobór jest wywołany przez sztuczne manipulacje podażą i popytem przy jednoczesnym pojawieniu się olbrzymiej skali zysków, był udziałem praktycznie wszystkich obywateli PRL. Jednak w książce Kochanowskiego nie znajdziemy arbitralnych sądów. Rzeczywistość wymuszała pewne zachowania, społeczeństwo zaś, chcąc nie chcąc, musiało się włączyć do czarnorynkowej rozgrywki, nie zawsze stojąc na przegranej pozycji.
Opis:
CZARNORYNKOWA GEOGRAFIA POLSKI
Czarnorynkowa geografia powojennej Polski wskazywała na długie trwanie i tradycje, sięgające co najmniej kilkadziesiąt lat wstecz (choćby góralskie przemytnicze południe, którego początki sięgały XIX wieku). Centrum czarnorynkowego imperium stanowiła Warszawa. W 1946 roku prawie 1/4 wszystkich spraw Komisja Specjalna prowadziła w stolicy. Tutaj dokonywano największych transakcji, a jednocześnie wykrywano największe afery. Ryzyko wpadki było wkalkulowane w koszty. W wielkich miastach najbardziej odczuwano niedobory i w największym stopniu przyjmowano zachodnie wzory konsumpcji, do których materiałów mógł dostarczać (i z powodzeniem dostarczał) tylko czarny rynek. Z kolei peryferie charakteryzowały się często nieformalną siecią układów pomiędzy czarnorynkowymi graczami, lokalną władzą i zakładami przemysłowymi. Wszystko po to, aby radzić sobie z niedoborem. Świadczą o tym statystyki spraw sądowych – we wrześniu 1983 roku warszawskie sądy wydały 105 wyroków, w województwie suwalskim nie rozpatrzono żadnej sprawy o przestępstwa spekulacyjne, w białostockim jedną.
O prymat pierwszeństwa w walce o najbardziej pożądany towar na czarnorynkowej giełdzie przez wszystkie lata istnienia PRL walczyły mięso i alkohol. Dopiero w latach 1981/1982 − 1989 dołączyła do nich benzyna. Jednak o ile problemy z paliwem upowszechniły się dopiero wraz z rozwojem motoryzacji, o tyle mięso praktycznie przez cały czas (oprócz roku 1958) było towarem najbardziej pożądanym. Wygłodzone (często dosłownie) społeczeństwo domagało się od władzy realizacji propagandowych obietnic. Szybko jednak okazało się, że mięsna kołdra była za krótka. Państwo nie radziło sobie z rosnącą konsumpcją, a nierozsądna polityka (nagłe podwyżki cen, dotacje sięgające nawet 30 proc. budżetu państwa) udowadniała raczej niemoc i bezradność władz, dając tym samym zielone światło czarnemu rynkowi.
Innymi dobrami popularnymi na czarnym rynku były złoto i dolary. Spełniały jednak nieco inną funkcję: były zabezpieczeniem na przyszłość (złoto) lub kapitałem ułatwiającym dostęp do pożądanych dóbr (dolary). Najważniejszym graczem zarówno na rynku kruszców, jak i dewiz było państwo. Cierpiąc na chroniczny brak obu, desperacko próbowało je zdobyć, zdając sobie jednocześnie sprawę z ich nielegalnego pochodzenia.
Ta część czarnego rynku ukazywała jego najbrutalniejsze oblicze, sięgające przestępczego półświatka. W czarnorynkowych realiach nie można było mówić o jakichkolwiek prawach konsumenta. Jednak potrzeby społeczeństwa w zakresie szeroko rozumianej konsumpcji były tak duże, że gra była warta świeczki.
HANDLOWE WYJAZDY
Innym elementem czarnorynkowego pejzażu był polski turysta, w którego bagażu raczej trudno było znaleźć przewodnik. Turystyczny czarny rynek nie przejmował się granicami, był internacjonalistyczny w pełnym znaczeniu tego słowa. Tutaj znów główną rolę grało państwo, które nieświadomie kreowało to zjawisko, choćby przez ograniczenia w przydziale walut obcych. Roztropny turysta mógł łatwo wrócić do kraju bogatszy nie tylko o wrażenia z wakacji. Próby walki z handlem turystycznym podejmowane przez władze państw bloku socjalistycznego tak naprawdę służyły tylko maskowaniu faktu, że w momentach największych kryzysów gospodarczych stawał się on podstawowym, a przez to niezbędnym, kanałem zaopatrzeniowym.
Książka Jerzego Kochanowskiego pokazuje, że polski czarny rynek w latach 1944 − 1989 to nie tytułowe tylne, ale raczej boczne drzwi, równie ważne jak główne wejście. Świadczy o tym przede wszystkim masowość zjawiska. Nie bez znaczenia jest także to, że towary z czarnego rynku często były bez mrugnięcia okiem włączane przez państwo do oficjalnej gospodarki (jak choćby kilkakrotnie cytowany przykład z zamkami błyskawicznymi pochodzącymi z przemytu).
Czy zatem PRL była pustynią, na której zabrakło nawet piasku? Niekoniecznie. O ile oficjalnie piasku i wody chronicznie brakowało, o tyle uważny obserwator konsument (w świetle ustaleń Kochanowskiego – praktycznie całe społeczeństwo), posiadający odpowiednie, często zielone argumenty, potrafił je odnaleźć.
Hubert Wilk
Jerzy Kochanowski
Tylnymi drzwiami. „Czarny rynek” w Polsce 1944 - 1989
Neriton & Instytut Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego
Warszawa 2010
dodano: 2011-12-17