Jack Strong
Władysław Pasikowski
Przejmujące kino zrobił Władysław Pasikowski, rehabilitując się za "Pokłosie". To dobrze, że spadło olśnienie na tego reżysera, który był predestynowany do realizacji filmu akcji, jakim jest jego najnowszy projekt "Jack Strong". Ta fabuła należała się już od wielu lat bohaterowi - wierzącemu, że służy Polsce i jej obywatelom, a nie bezdusznemu systemowi, kruszącemu niepoprawnych i wrogich, a co gorsza szykującemu jądrową III Wojnę Światową, po trupach zamieszkujących nad Dnieprem, Wisłą, Odrą, Łabą, Dunajem i Renem.
Opis:
Film nie wznosi epitafium bohaterskiemu pułkownikowi, a raczej sztabowcowi, przesiadującemu wiecznie w biurach "po godzinach". Ale pierwszoplanowa rola w "Jacku Strongu" to nie hipertekstowa i dająca niezłe orzeźwienie odyseja mieszkańca Nowego Jorku w znakomitych "After Hours", tylko opowieść o całkowicie zwykłym człowieku z poważną rozterką. Mianowicie dowiaduje się on o planach wytracenia Polaków w jądrowym konflikcie, który i tak skaziłby cały kontynent. Nie ma w nim nic z superszpiega, no może poza posługiwaniem się zawodnym gadżetem - jak na dzisiejsze standardy - wyrośniętym prototypem pagera. Pasikowski był jedynym reżyserem kina akcji, który potrafił zaoferować w "Jacku Strongu" proste wyjaśnienie niedowiarkom jakie były przyczyny i co skłoniło defektora płk Kuklińskiego do "zdrady" - jak to określają żyjący dzięki niemu nasi sąsiedzi. Czyżby nie rozumieli, że gdyby nie Kukliński, to Sowieci zaczęliby konflikt nuklearny, a na Polskę spadłoby w odwecie 50 bomb jądrowych NATO - to chyba należy powtarzać jak mantrę w nieskończoność.
Fabuła skoncentrowana na tytułowej postaci, dała Marcinowi Dorocińskiemu możliwość przedstawienia pełnej palety swego warsztatu - od intuicyjnego dramatyzmu w chwilach podejmowania przełomowych decyzji, naturalizmu przy "zderzeniu" ze ścianą oraz przekomicznych zmagań i zwodzenia postaci mjr Putka jako jedynego nieufnego w środowisku Kuklińskiego, który urobił nawet rubasznego płk Genderę. Dzięki pułkownikowi Kuklińskiemu Dorociński zyskał kolejną znakomitą fabułę w swej filmografii, potwierdzając, że jest w chwili obecnej najlepszym aktorem polskim średniego pokolenia. Nie zapominajmy o roli żony pułkownika, bo też wymagała oddania dużej skali uczuć od Mai Ostaszewskiej. Tymczasem operator obrazu, Magdalena Górka, bajecznie oddała czasy realnego socjalizmu - niezrównanie przybliżając szarzyznę ulic warszawskich odległą, ledwie o 30-40 lat przy jednoczesnym przepychu kantyn oficerskich, czy grozie narad sztabowych. Ta kobieta potrafiła zrealizować zdjęcia, których maestrię oddaje zarówno sekwencja ucieczki samochodowej płk Kuklińskiego (na trzech kamerach skręcona ?), czy gęsta scena powiadomienia oraz reakcji rodziny na informację o "ochotniczej służbie dla wolności" - jak w najlepszych hollywoodzkich filmach. Drobiazgi i nieścisłości historyczne są tak nieliczne, że rzeczywiście zauważyć je moją tylko specjaliści - tak że należałoby tylko oddać hołd kolejnemu desperatowi płk Olegowi Pieńkowskiemu, opisanemu szczegółowo w "Kuźkina Mać" ("Matka-diabła") Wiktora Suworowa.
Doczekaliśmy filmu, będącego znakomitą formą promocji wspaniałego człowieka i jego zasług, które w zasadzie zasługiwałyby na Pokojową Nagrodę Nobla za ujawnienie planów wojny jądrowej i ocalenie Europy. A przecież pułkownik Kukliński mógł wybrać wygodne życie w socjalizmie, a nawet awansować i opływać w niewiarygodny luksus aż ostatnie swe dni. Na koniec spoczywając tam, gdzie rzeczywiście przynależał, w przeciwieństwie do innych alei tej samej nekropolii, gdzie znalazłby się "nie zdradzając". W zasadzie każdy Czytelnik "Mówią wieki" może sam spróbować się po-filmową 15-minutową (tylko jeden kwadrans!) zabawę w empatyczne wcielenie w umysł płk Kuklińskiego. Wystarczy, aby Szacowny Czytelnik przeanalizował czy posiadając tak szczegółową wiedzę o planach doprowadzenia do zniszczenia Starego Kontynentu - wybrałby dalsze pływanie na żaglówce i sklepy za zielonymi firankami, czy też ważniejsza była świadomość uratowania Europy przed atomową anihilacją.
Po zrealizowaniu tak dobrej kinowej opowieści szpiegowskiej - profesjonalny duet reżysersko-operatorski Władysław Pasikowski i Magdalena Górka - już powinien myśleć o zdyskontowaniu tego sukcesu poprzez realizację Trylogii Wywiadowczej. Bo tylko oni pasjonująco i bez patosu uhonorowaliby filmem legendarną agentkę SOE i AK - Krystynę Skarbek oraz polskich pilotów Air America, latających nad Tybetem, Indonezją oraz Indochinami (ten ostatni jako superprodukcja lotnicza). A w międzyczasie jeszcze zrealizowali serię o tych którzy skrócili drugowojenną hekatombę Europy poprzez swój wkład technologiczny, gdzie obok Mariana Rejewskiego, Henryka Zygalskiego, Jerzego Różyckiego trafiliby też "nieznani" Tadeusz Heftman, Jerzy Jędrychowski, Zygmunt Jelonek, Józef Kosacki, Rudolf Gundlach, Józef Hofman, Juliusz Hupert, Antoni Kocjan, Henryk Magnuski, Jerzy Rudlicki, Wacław Świątecki, Stefan Waciorski, prof. dr inż. Marek Struszyński, czy Wacław Struszyński. Byłoby super gdybyśmy doczekali takich produkcji filmowych i telewizyjnych, czego życzymy Czytelnikom "Mówią wieki" i sobie samemu.
Hubert Kuberski
dodano: 2014-02-08