Noe. Wybrany przez Boga
Darren Aronofsky
dyst: United International Pictures
Darrena Aronofskyego filmowa adaptacja autorskiego komiksu, napisanego we współpracy z Ari Handelem, który zwizualizowały ilustracje Niko Henrichona, wzbudził już dużo zamieszania. Oto 45-letni reżyser zaadaptował w „Noe. Wybrany przez Boga” wątki Starego Testamentu, kontrowersyjnie rozwijając narrację komiksowego scenariusza, co musiało doprowadzić do protestu mahometan oraz ortodoksów chrześcijańskich i judaistycznych. Życie Noego z rodziną zostało luźno oparte na Starym Testamencie czy w naukowych monografiach traktujących o prehistorii społeczności zbieracko-koczowniczych. Wariant reżyserski to formuła nowoczesnej adaptacji biblijnej opowieści w duchu fantasy, z wyeksponowaniem roli Noego jako superbohatera, ratującego egzystencję na Ziemi.
Opis:
Biblijny potop jest materiałem na „świetną baśń” filmową. Główny jej bohater Noe to przykład zorientowanego ekologicznie wizjonera, a nie biblijnego patriarchy. Jednak Noe nie okazał się wegetarianinem, ale w filmie został zarysowany sprzeciw wobec polowania na zwierzęta, czy traktowania natury jako sobie podległej. Ostatecznie Aronofsky wybrał kompromisy z producentami (wydającymi dziesiątki milionów dolarów), gdyż jego film zawiera się w formule pomiędzy odlotową interpretacją pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju, a wygładzoną adaptacją własnego komiksu. Reżyser po prostu zapragnął po prostu popracować wysokobudżetowo, bo jego najlepsze filmu miały jednak charakter produkcji o ograniczonym budżecie, co odnosiło się nawet do „Czarnego Łabędzia”, a na pewno surowego „Zapaśnika”, czy „Pi”. Toteż losy Noego zostały skadrowane w standardzie hollywoodzkiego blockbustera katastroficznego. Któż by nie chciał reżyserować wielomilionowej produkcji ze znakomitym cateringiem i możliwością wszechstronnego zjechania Islandii, USA i Meksyku w celu poszukiwania odpowiednich lokalizacji filmowych?
Aronofskyego zainspirował początek Starego Testamentu (Tory), ale reżyser nie obalił (raczej przemodelował) prawd wiary zawartych w pięciu rozdziałach Księgi Rodzaju. Uzupełnił biblijny przekaz apelami o ochronę przyrody i osiągnięcie harmonii pomiędzy cywilizacją człowieka a światem zwierząt i roślin. Do aktorstwa nie można mieć poważniejszych zastrzeżeń W tytułowej roli Russela Crowe jako patriarchalny Noe utrzymuje łączność przymierza z Jahwe poprzez sny i wizje. Główny bohater Aronofskyego konsekwentnie nie wypowiada ani razu słowo Bóg, tylko Stwórca, a ten nigdy nie pokazuje się jego obliczu. Opowieść dla Noego opiera się na znakach przyrody. Tak było z pierworodnym grzechem wynikłym z zerwania owocu z drzewa poznania dobra i zła, czy zbrodnią Kaina a w „Noe. Wybrany przez Boga” zapowiedzią przedpotopowej zagłady stają się barbarzyńcy pod wodzą Tubal-Kaina z rodu Kaina. Na drugim biegunie zaistnieje jeszcze dziadek Noego, Matuzalem (Metuszelach), utrzymujący kontakt ze Stwórcą i marzący o skonsumowaniu … jagód przed potopem. Po stronie Noego stają kamienne stwory wykreowane przez reżysera na Strażników, rodem greckiej podań mitologicznych. Olbrzymy uosabiają prometejski mit, jako antagoniści ukarani przez Boga za pomaganie rodzajowi ludzkiemu po jego wygnaniu z raju.
Dalsze zmiany narracyjne reżyser wraz ze współscenarzystą dokonali – chyba niepotrzebnie, biorąc pod uwagę jeszcze powszechną znajomość Księgi Rodzaju. Doszło do przemodelowania historii rodziny Noego. Postacie syna Jafeta i żony Naamy (subtelna zinterpretowana przez Jennifer Connelly rola kochającej matki i żony) jeszcze wpisują się w biblijne wizerunki. Jednak losy dwóch pozostałych synów starotestamentowego patriarchy: Sema i Chama zostały pogłębione przez udramatyzowanie ich egzystencji. Pierwszy wybiera na swą małżonkę przygarniętą przez Noego Ili, zaś Chama reżyser stawia przed makabrycznym dylematem. Arronofsky wymyśla „Boży [Stwórcy] przykaz”, aby nie brać na pokład Arki nikogo z ludzi poza swoją rodziną, co pozbawia żon Chama i Jafeta, a w Biblii wzięli oni żony. W podobny sposób Hollywood traktuje starożytne i średniowieczne dzieje Starego Kontynentu, co scenarzystom pozwala umieszczać prawdziwych bohaterów, obok tych ze sztucznymi imionami w mało konkretnych epokach. Reżyser „Noego. Wybranego przez Boga” autorsko eksploruje „ducha Tory”, ale dla ortodoksyjnie myślących widzów taki zabieg może wydać szokujący. Podobnie jak wątek Chama, wcale nie potępionego przez ojca i samodzielnie decydującego się na opuszczenie rodziny – przy czym reżyser zrezygnował z teologicznego uzasadnienia narracji swego apokryfu. Arronofsky znakomicie podkreślił cierpienie czy może wątpliwości „Bożego” Wybrańca (czy raczej Stwórcy), nie do końca pewnego jak odczytywać Jego znaki w zestawieniu z ludzkimi pożądliwościami.
„Noe. Wybrany przez Boga” jest technicznym majstersztykiem, który świetnie ogląda się w 4DX (niektórzy nie wytrzymali bujania foteli) – budżetowy rozmach produkcji zapewnił seans z dodatkowymi wrażeniami. Miejmy nadzieję, że samouwielbienie nie zepchnie Darrena Aforonofskyego na mielizny narcyzmu reżyserskiego. Jego postmodernistyczna wariacja gładko zaadaptowała podstawowe wątki Księgi Rodzaju, z wyeksponowaniem istoty posłuszeństwa wobec Boga i jego przykazań oraz własnego patriarchy rodu – tylko czy nie zostanie to odebrane jako pochwała „patriarchalnej struktury społecznej”?
Hubert Kuberski
dodano: 2014-04-07